15 maja 2018 roku zmarł Zbigniew Łuczak, twórca i dyrektor, organizowanego od 1999 roku „Explorers Festival”.  Zbyszek udowodnił, że można przełożyć własne pasje i marzenia na konkretne działania i sprawić, że w Łodzi da się stworzyć przedsięwzięcie, mające najwyższy, międzynarodowy wymiar, pociągające za sobą wielu entuzjastów.

Dzięki zaangażowaniu Zbyszka, festiwal był jedną z najlepszych form kształtowania postaw młodego pokolenia i rozbudzania jego zainteresowań w pożądanym kierunku. Mimo propozycji, aby przenieść „Explorers Festival” do innego miasta, Zbyszek nigdy się na to nie zgodził, zdając sobie sprawę z tego, że festiwal znakomicie wypełnia rolę promocyjną Łodzi, tworząc jej bardzo pozytywny wizerunek w Polsce i za granicą.
„Explorers Festiwal” był  dumą miasta i przynosił mu zaszczyt i splendor. Stanowił doskonałą promocję Łodzi na całym świecie. Zaś mieszkańcom, dostarczał wielu radości i sprawiał, że z większym szacunkiem patrzyli na swoje rodzinne miasto, że stawali się bogatsi w duchowe przeżycia i po prostu lepsi. Dzięki temu festiwalowi, Łódź stała się naturalną światową stolicą spotkań wspaniałych postaci – ludzi, którzy tworzą historię eksploracji Ziemi.
Zdając sobie sprawę z tego jak wybitną postacią był Zbyszek Łuczak staramy się przybliżać wartości, które wyznawał oraz  przypominać Jego dokonania. Temu celowi służyła między innymi wystawa zdjęć Zbyszka, prezentowana w dniach 6-22 listopada 2018 r w Bibliotece Politechniki Łódzkiej. Temu celowi przyświeca również idea upamiętnienia Zbyszka poprzez nadanie jednej z ulic Łodzi Jego imienia.
Dziś, gdy mija rok od śmierci Zbyszka pragniemy zaprezentować dwa teksty Jemu poświęcone. Są to ( z niewielkimi autorskimi zmianami) wspomnienia wygłoszone podczas pogrzebu Zbyszka przez Jego przyjaciół.

Cztery niezbyt urodziwe zgłoski. Samotnie nie znaczą nic. Razem – tak wiele. GÓRY. To one są nieustannym źródłem emocji, wzruszeń, sukcesów i porażek. Są chwile, gdy je przeklinamy i są chwile, gdy je uwielbiamy. Tworzą odrębny, niepowtarzalny świat, dostępny tym, którzy tego naprawdę pragną. Łaskawy dla pokornych, okrutny dla pyszałków. Wybierzmy się na górskie szlaki w poszukiwaniu własnych marzeń. Uporczywie, krok po kroku, zbliżamy się do nich. One – nasze marzenia – muszą tam być, bo góry nigdy nie zawodzą – tylko człowiek czasem wątpi.

Wiatr, z dużą pobłażliwością dla naszych starań, nagania zwały chmur tylko na południową, potężną ścianę, które – zatrzymując się na niej – wyczyniają dziwaczne harce, tworząc wrażenie piekielnego przedsionka do, wszystko pochłaniającej, czeluści. Ukazująca się pośród nich poszarpana grań, niczym rozwartą szczęką potężnego żarłacza-ludojada, ostrzega przed lekceważeniem jej, daje do zrozumienia, że jesteśmy – w tej odwiecznej grze żywiołów – jedynie nic nie znaczącym epizodem.

Tam wysoko, w obliczu drzemiących olbrzymów skalnych, usiłujemy odnaleźć jakąś cząstkę prawdy o nas samych. Pojawiamy się, by rozliczyć się ze sobą i dokonać obrzędu samooczyszczenia. Przywracamy sobie wiarę w rzeczy najważniejsze – drugiego człowieka, łączące nas więzi i uczucia, którymi winniśmy się obdarzać. Dostrzegamy głęboki sens najprostszych słów i gestów. Za każdym razem towarzyszy nam przekonanie, że wracamy do źródeł, do tej szczególnej więzi między człowiekiem i górą, po to, by rozpocząć od nowa wędrówkę przez życie.

I oto znowu usiłujemy przeobrazić marzenia w rzeczywistość. Dla wielu z nas nie jest to jeszcze jedna wyprawa – to coś o wiele bardziej ważnego. To ogromna potrzeba kontaktu z górami, zetknięcia się z tym niezwykłym, intymnym światem twardych i surowych, ale jednocześnie jasnych i sprawiedliwych reguł, w przeciwieństwie do świata, który człowiek stworzył sobie.

Po raz kolejny przyjdzie spotkać się z nieznanym. Były i będą organizowane wyprawy, a przecież każda z nich ma własną tajemnicę i tę krótką, niepowtarzalną chwilę przygody, za którą tak tęsknimy, uwikłani w splot codziennych spraw.

Podążając alpejskimi szlakami głęboko wierzymy, że nie jesteśmy tu po raz ostatni. Alpy obdarzają nas przecież szczodrze tym, co mają najlepszego i nieustannie podsycają nasze pragnienia na jeszcze.

Wracamy, bo powroty dają nam nadzieję na to, że wszystko możemy rozpocząć od początku. Zanurzyć się, jak za pierwszym razem, między alpejskie szczyty, spojrzeć na ich potężne ściany oplecione lodowcami, przemierzyć obszerne hale i stanąć na szczycie.

Jest jakiś głęboki sens w tym, że za każdym razem chcemy i potrafimy na nowo odkrywać rzeczy i sprawy już znane. Dla części z nas znajome i bliskie, dla niektórych wciąż otoczone mgiełką tajemnicy. Dla wszystkich z nas – szczególne miejsce, z którym łączymy tak wiele wspomnień i nadziei na nowe

Surowość i dzikość przyrody pozwala nam zachłysnąć się wolnością, jaką na co dzień obdarowani byli nasi pradziadowie. Doceńmy to. Poddajmy się MAGII tego czasu i tego miejsca, a zapewne w zamian otrzymamy więcej, niż będziemy w stanie przyjąć.

Jeśli już wkręciłeś się do mej wyprawy
Pamiętaj, to nie żarty; nie ma zabawy.
Tu nie ma odpowiedzialności zbiorowej,
Każdy odpowiada za swą głowę.
Jam jest na tej wyprawie Panem,
A żądania me są wygórowane.
I do stu tysięcy piorunów!!!
Miej w głowie tyle rozumu
By mi się sprzeciwiać w żadnym względzie.
Bo jak się wnerwię, nie wiem co będzie…
Wszelkie utyskiwania, niezadowolenia, jęki
Wyplenię zaraz – używając twardej ręki!
Bacz uczestniku, byś nie popsuł mi humoru!
Nie pomoże ci wtedy nawet dwóch doktorów.
Ja PANEM – wy, uczestnicy, MOIM OTOCZENIEM,
Byście coś zrobili – potrzebne me przyzwolenie;
Samowola natychmiast będzie ukarana!
O wybaczenie prosić będziecie na kolanach!!!
I ostrzegam wszystkich rozrabiaczy,
Żeby nie znaleźli się w czarnej rozpaczy,

Bo:
Ci, co nadużywają mocnych trunków – codziennie będą przy załadunku;
Ci, co noce grzesznie spędzają – parami obóz we dnie sprzątają;
Ci, co grymaszą na jedzenie – dieta i cogodzinne ważenie;
Ci – co leniwi w działaniu – będą zawsze przy praniu.
Dla innych, których tu nie wymienię,
Znajdę jakieś stosowne polecenie!
Jeśli więc chcesz, by wyprawa była udana
STOSUJ SIĘ DO POLECEŃ KIEROWNIKA – PANA.
Myślałem, że latem legnę se pod gruszom
I d… w słonku pogrzeję
Aleście się uparli i żem zmuszon
Być atamanem w Pireneje.
A jeśli Ci się zdarzy-
A wszystko zdarzyć się może-
Poleżeć na jakiejś plaży,
Przepłynąć przez jakieś morze,
Zdobyć góry wysokie,
Zachłysnąć się ich siłą.
Samotnie,  bez grupy – wspomnij
Jak razem było miło!
Bo, jeśli gdzieś wysoko
Świt blady nas zaskoczy
Dobrze mieć kogoś przy boku
I czyjeś życzliwe oczy….

Podczas podróży często widywałem wychylające się zza mgły góry. Ich świat wydawał mi się piękny. Gdy byłem młodym człowiekiem, otarłem się o świat muzyki. Skończyłem jednak tę przygodę i stwierdziłem wówczas, że potrzebuję innej dziedziny życia, w której mogę się spełniać. W którymś momencie uznałem, że warto spróbować dostać się za mgłę.

Gdy po raz pierwszy zorganizowałem zagraniczną wyprawę, większość jej uczestników to byli moi znajomi. Potem informacje o kolejnych wyjazdach rozpowszechniały się pocztą pantoflową. Ludzie jedni drugim mówili, że ktoś robi taką wyprawę. Zachęcali znajomych: przyjdź na spotkanie, może ci się to spodoba. Załatwiałem bus i jeździliśmy nim po całej Europie. Zwiedziliśmy góry Norwegii, Lofoty, Alpy, Korsykę, Pireneje. Na wyprawę zabierałem 40-45 osób. Byłem organizatorem, przygotowywałem plan całego pobytu. Jednak nie były to wyprawy komercyjne. Interesowała mnie przygoda, podróż. Jeździli lekarze, nauczyciele, pracownicy różnych zakładów pracy. Nie było środowiska, które nie zahaczyło o którąś wyprawę. Tak wszystko organizowałem, że mógł wziąć udział 14-latek i 70-latek.

Wpadłem na pomysł, by skonfrontować publiczność z prawdziwymi legendami ze świata przygody, eksploracji i alpinizmu. Gdy pomyślę sobie, że ci ludzie dostawali faksy z zaproszeniem do jakiejś Łodzi, od faceta, którego zupełnie nie znali, wyobrażam sobie, że musieli zrywać boki ze śmiechu. Ze śmiechem czy bez, pierwsza czwórka zagranicznych gości przyjęła zaproszenia. Byli to Loretan, Glowacz, Dickinson i Baur. Sam Messner przyjechał rok później. Od tego czasu w Łodzi gościły już takie osobistości jak himalaista Doug Scott, prof. Bertrand Piccard, który przeleciał balonem dookoła świata, pierwszy zdobywca Everestu, sir Edmund Hillary. Gościem festiwalu był nawet tropiący kosmitów Szwajcar Erich von Däniken. Pomysł chwycił. Gościom bardzo spodobała się idea i specyfika festiwalu. Uwielbiają iskrzenie między publicznością a gośćmi, swego rodzaju przenikanie, rozmowy w kuluarach.

Wystarczy dobra wola, buty, kurtka, jedzenie i człowiek może się zanurzyć w górach. Ja to zrobiłem i odnalazłem się w tym.

Nie jest łatwo Cię dziś pożegnać. Za szybko, za wcześnie, za krótko. Czynię to w imieniu członków Łódzkiego Klubu Trekkingowego.
Powołałeś go do życia tak jak wiele innych projektów siłą swoich pasji i miłości do gór.
Mam przed oczyma nasze pierwsze spotkanie w 1997roku, kiedy dane mi było wziąć udział w organizowanej przez Ciebie wyprawie.
To były dla mnie prawdziwie wysokie góry, niezapomniana atmosfera wspólnych wędrówek i wspinaczek. Nigdy wcześniej nie byłam tak wysoko ani nie pokonywałam tak trudnych szlaków.
Dla wielu członków ŁKT spotkanie z Tobą rozpoczęło się jednak wcześniej, gdy to w 1991r
Pojawiłeś się z Kasią na wyprawie organizowanej przez Łódzki Oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
A potem kolejne wyprawy z PTT w góry całej Europy organizowałeś już Ty, zjednując sobie nowych przyjaciół i towarzyszy wypraw, Twoich wypraw.
Nie były to wyjazdy rodem z biura turystycznego. Nie było w nich komercji, każdy szczegół wyprawy, ten zależny od człowieka, przygotowywałeś miesiącami z największą starannością i wielkim poświęceniem. To nie były miejsca przypadkowe, lecz takie, które swym pięknem oczarowywały, takie miejsca, w które byśmy bez Ciebie nie dotarli.
A po każdej wyprawie były spotkania, początkowo w kameralnym gronie, by podzielić się wrażeniami, obejrzeć wspólne zdjęcia i choć jeszcze na chwilę przenieść się wspomnieniami w góry.
Twoja wielka życiowa energia i pasje podróżnicze prowadziły Cię dalej. Chciałeś dzielić się swoimi pasjami z coraz szerszym gronem ludzi tak aby ich zapalić do rzeczy pięknych.
I tak z tych kameralnych spotkań stworzyłeś w Łodzi początkowo Przegląd Filmów Górskich następnie Festiwal Gór, a w końcu Explorers Festival.
Dostrzegałeś potrzebę dzielenia się przez ludzi pasji, odkrywców, zdobywców swoimi wrażeniami, doświadczeniami i odkryciami z innymi aby w ten sposób i w nich rozwijać potrzebę osiągania rzeczy pięknych i przekraczania własnych barier.
Explorers Festival – Twoje wielkie dzieło, które realizowałeś od 20 lat ma swoje stałe miejsce na mapie wydarzeń związanych nie tylko z górami ale  wszelkimi sportami ekstremalnymi, ma stale miejsce w sercach ludzi szukających spełnienia również poza codziennym życiem i zabieganiem  i wreszcie ma stałe miejsce na mapie wydarzeń naszego miasta kojarzonego często przecież z miejscem, w którym niewiele się dzieje.
To dzięki Tobie, Twojej wierze w możliwość spełnienia marzeń do Łodzi zawitali wielcy podróżnicy i zdobywcy z całego świata.
Ludzie, których osiągnięcia są niepowtarzalne i wyjątkowe przyjeżdżali  na Twoje zaproszenie do Łodzi, do miasta, którego położenie na mapie Europy musieli często najpierw poszukać.
Himalaiści, skoczkowie spadochronowi, paralotniarze, konstruktorzy, podróżnicy, polarnicy, żeglarze, rowerzyści, narciarze a także fotograficy , ludzie filmu i wielu innych.
Bliskie Ci było zarażenie młodzieży miłością do zdobywania szczytów nie tylko tych górskich ale i wielu innych.
W ramach Explorers  Festival stworzyłeś projekt –wydarzenie Wielkie Lekcje Geografii znane wśród uczniów i pedagogów w całej Polsce.
To tam młodzi ludzie mogli uczyć się od wielkich postaci, szukać inspiracji i odwagi dla   własnych pasji i marzeń. Uczyć się też poprzez doświadczenia tych wielkich odkrywców szacunku do otaczającego nas świata i jego żywiołów.
Wykreowana przecz Ciebie nagroda festiwalu przyznawana za wybitne osiągnięcia podróżnicze i ich multimedialne prezentacje Explorers cieszyły wielu światowej sławy podróżników.
W 2008 roku Explorers  Festival otrzymał tytuł: „Najlepszy Produkt Turystyczny Polski”, przyznawany przez Polską Organizację Turystyczną.
Wokół festiwalu potrafiłeś zgromadzić rzeszę wolontariuszy, którym udzielała się Twoja pasja tworzenia rzeczy wielkich tak dalece że część z nich zapalało ten ogień dalej w swoich lokalnych środowiskach.
Fascynowały Cię rzeczy wielkie – wielkie osiągnięcia i odkrycia. Doceniałeś jednak też rzeczy bliskie i z pozoru małe – spacery, rowery, biegówki w lesie łagiewnickim. Organizowałeś w ramach ŁKT coroczne wyjazdy w Tatry, które miały w Twoim sercu szczególne miejsce.   Brnąc na szlakach z hali Ornak w marcowym śniegu napełniałeś swą duszę radością.
Niech i teraz Twoja dusza napełnia się radością, a podróż, którą odbywasz niech będzie piękną bezpieczną przystanią.

Magdalena Eckersdorf  – członek Klubu

Bardzo trudno jest pisać o kimś, w odejście którego trudno uwierzyć. Bardzo trudno jest pisać o kimś, kto ma tak wielkie osiągnięcia i dokonania. Bardzo trudno jest wspominać kogoś wybitnego i tak bardzo zasłużonego dla idei, którą wyznawał i tworzył. Jeszcze trudniej jest pisać o kimś, kogo się ceniło, szanowało i poważało. Ale najtrudniej jest pisać o kimś bliskim i drogim, z którym dzieliło się trudy i radości i kto był po prostu przyjacielem…

Proszę więc pozwolić, że nie będę tu wymieniał osiągnięć i dokonań Zbyszka, a postaram się opowiedzieć jakim był człowiekiem i kolegą.

Wspominając Zbyszka, ograniczę się tylko do dwóch cech charakteru, które kształtowały Jego postawę, stosunek do świata i ludzi, i które sprawiały, że Jego dokonania są tak imponujące. Te dwie cechy to wrażliwość i konsekwencja w realizacji pasji i marzeń.

Na ogół jest tak, że jeśli ktoś ma dużą wrażliwość, to szuka menagera, który potrafi tę wrażliwość okiełznać i ukierunkować. A jeśli ktoś ma wielki talent organizacyjny, to szuka takich obszarów życia, w których ten talent mógłby rozwijać. Zbyszek łączył w sobie te dwie cechy. Potrafił marzyć i przeżywać, a jednocześnie dzielić się swoimi pasjami i sprawiać, że Jego idee stawały się ważne również dla innych i tak szeroko rezonowały.

Marek Aureliusz powiedział, że „Człowiek wart jest tyle ile warte są sprawy, którymi się zajmuje”. A Święty Jan Paweł II rozszerzył tę maksymę o stwierdzenie: „Człowiek wart jest tyle ile może dać innym”. A Zbyszek nadawał wartość sprawom, którymi się zajmował i dzielił się tym z innymi!

Bo Zbyszek był dobrym, szlachetnym, wrażliwym człowiekiem! Nieraz tę wrażliwość skrywał za powagą i surowością ocen, częściej za żartem i humorem. Nikt, tak jak On, nie potrafił rozładowywać tym żartem nawet najbardziej trudnych i stresujących sytuacji

Dowodów wrażliwości Zbyszka można podać wiele. Ja ograniczę się tylko do pięciu obszarów, w których ta wrażliwość była szczególnie widoczna.

Pierwszy z tych obszarów to muzyka. Zbyszek był wielkim znawcą i miłośnikiem muzyki. Sam ją zresztą tworzył i wykonywał. Ale Jego pojmowanie muzyki to nie tylko odtwarzanie nut i dźwięków – to przede wszystkim wędrówka po zakamarkach duszy, to prawie mistyczne chłonięcie tego, co jest w niej zawarte. Zakres fascynacji muzycznych Zbyszka był bardzo szeroki: od Bacha i Mozarta po Jimiego Hendrixa, Milsa Davisa i Beatelsów. Słuchanie muzyki w towarzystwie Zbyszka, to była prawdziwa uczta duchowa, przeżycie wykraczające poza zwykłą percepcję dźwięków. (Wiem coś o tym! Wdzięczny jestem losowi za to, że to właśnie w towarzystwie Kasi i Zbyszka mogłem uczestniczyć w warszawskim koncercie Paula McCartneya.).

Podobnie było z zamiłowaniem do sportu. Zbyszek na sporcie znał się jak mało kto. Potrafił cytować z pamięci wyniki rozlicznych meczów piłkarskich i podawać składy występujących w nich drużyn. Potrafił również przeżywać i nieraz zabawnie komentować różnego rodzaju rozgrywki. Nigdy nie zapomnę tych komentarzy, gdy za Kołem Podbiegunowym oglądaliśmy razem, transmitowane w norweskiej telewizji, mecze Mistrzostw Świata w piłce nożnej…

Trzeci przykład wrażliwości Zbyszka, to Jego „oko fotografa i filmowca”. Z każdej wyprawy przywoził mnóstwo znakomitych zdjęć; montował też filmy, które – z Jego zabawnym komentarzem i znakomitym podkładem muzycznym – stanowią, nie tylko wspaniałą pamiątkę górskich wędrówek, ale są dowodem właśnie tej ogromnej wrażliwości utrwalonej w kadrze. A zdjęcia? – Myślę, że Zbyszkowe fotografie, pokazane na zorganizowanej na Politechnice Łódzkiej wystawie, dużo bardziej przemawiają do wyobraźni niż najlepszy nawet tekst o nich opowiadający.

Kolejny, bardzo dla Zbyszka ważny obszar wrażliwości, to Jego stosunek do naszych „braci mniejszych” – do zwierząt. Myślę, że nie wszyscy o tym wiedzieli, a byli i tacy, którzy dziwili się atencji Zbyszka do kocich i psich spraw. Nie będę się nad tym rozwodził, powiem tylko, że nasz stosunek do zwierząt jest miarą naszego człowieczeństwa!

I wreszcie ostatni – piąty obszar wrażliwości Zbyszka – szczególnie ważny i istotny – to oczywiście Jego postrzeganie przyrody, a w szczególności – świat gór. Proszę pozwolić, że aby o tym opowiedzieć, zastosuję najprostszą metodę – po prostu oddam głos Zbyszkowi i przekażę Jego przemyślenia na ten temat. Te, napisane przed laty teksty, właśnie dziś – gdy mija rok od śmierci Zbyszka, stanowią Jego testament i nabierają nieraz zupełnie nowych treści.

Przy okazji każdej, organizowanej przez Zbyszka wyprawy, przygotowywany był przewodniczek, w którym pisał On „słowo wstępne”, To „słowo wstępne” w przewodniczku do alpejskiej wyprawy 1995 roku brzmiało następująco:

„Cztery niezbyt urodziwe zgłoski. Samotnie nie znaczą nic. Razem – tak wiele. GÓRY. To one są nieustannym źródłem emocji, wzruszeń, sukcesów i porażek. Są chwile, gdy je przeklinamy i są chwile, gdy je uwielbiamy. Tworzą odrębny, niepowtarzalny świat, dostępny tym, którzy tego naprawdę pragną. Łaskawy dla pokornych, okrutny dla pyszałków. Wybierzmy się na górskie szlaki w poszukiwaniu własnych marzeń. Uporczywie, krok po kroku, zbliżamy się do nich. One – nasze marzenia – muszą tam być, bo góry nigdy nie zawodzą – tylko człowiek czasem wątpi”

W jednym z wywiadów Zbyszek zdradził jak „zaraził się” miłością do gór. Powiedział:

„Podczas podróży często widywałem wychylające się zza mgły góry. Ich świat wydawał mi się piękny (…). W którymś momencie uznałem, że warto spróbować dostać się za mgłę”

Te słowa brzmią szczególnie właśnie tym momencie, gdy Zbyszek dostał się za kolejną mgłę i rozpoczął swą wędrówkę po „niebieskich połoninach”…

O górach pisał Zbyszek w różny sposób: nieraz żartobliwie i z humorem, nieraz wzniośle i patetycznie. Zawsze – z szacunkiem i miłością. Oto przykład:

„Wiatr, z dużą pobłażliwością dla naszych starań, nagania zwały chmur tylko na południową, potężną ścianę, które – zatrzymując się na niej – wyczyniają dziwaczne harce, tworząc wrażenie piekielnego przedsionka do, wszystko pochłaniającej, czeluści. Ukazująca się pośród nich poszarpana grań, niczym rozwartą szczęką potężnego żarłacza-ludojada, ostrzega przed lekceważeniem jej, daje do zrozumienia, że jesteśmy – w tej odwiecznej grze żywiołów – jedynie nic nie znaczącym epizodem”

I tu Zbyszku się z Tobą nie zgodzę: nie byłeś „nic nie znaczącym epizodem” – byłeś kimś ważnym i trwałym!

Dla Zbyszka góry nie były nigdy „przeciwnikiem, którego należy pokonać” – były przyjacielem, dzięki któremu można odnajdywać samego siebie. Przed wyjazdem do Norwegii w 1996 roku, tak napisał:

„Tam wysoko, w obliczu drzemiących olbrzymów skalnych, usiłujemy odnaleźć jakąś cząstkę prawdy o nas samych. Pojawiamy się, by rozliczyć się ze sobą i dokonać obrzędu samooczyszczenia. Przywracamy sobie wiarę w rzeczy najważniejsze – drugiego człowieka, łączące nas więzi i uczucia, którymi winniśmy się obdarzać. Dostrzegamy głęboki sens najprostszych słów i gestów. Za każdym razem towarzyszy nam przekonanie, że wracamy do źródeł, do tej szczególnej więzi między człowiekiem i górą, po to, by rozpocząć od nowa wędrówkę przez życie.”

Pisząc i mówiąc o górach, szczególne miejsce w tych opowieściach zajmowali ludzie gór. Byli dla Zbyszka prawdziwymi bohaterami i wzorami do naśladowania. W przewodniczku z wyprawy w Pireneje w roku 1999, poświęcił całe swoje „słowo wstępne” Jerzemu Kukuczce, którego dziesięciolecie śmierci przypadało w tym właśnie roku. Napisał tak:

”Zmienił światowy himalaizm. Wyznaczył nowe granice ludzkich możliwości. Dokonał tego, bo nie wahał się pójść dalej niż inni i pozostał wierny swojej pasji do końca”

Chciałoby się dodać: tak jak Zbyszek!!!!

I jeszcze dwa – bardzo krótkie – cytaty. Pierwszy, to swoisty testament Zbyszka, wezwanie skierowane do wszystkich nas, których zaraził swoimi pasjami:

„Niech zatem Wasze marzenia spełnią się. ONA – WIELKA PRZYGODA – czeka na Was. Uśmiechnij się, chwyć plecak i ruszaj na jej spotkanie!”

A drugi cytat jest bardzo osobisty. Zawsze, na zakończenie każdej wyprawy, po autokarze krążyły przewodniczki, w których wszyscy wpisywali sobie różne życzenia. Ćwierć wieku temu – w 1992 roku, kiedy wchodziliśmy między innymi na Mont Blanc, Kasia i Zbyszek w moim przewodniczku napisali dedykowany mi wierszyk, którego fragment pozwolę sobie przytoczyć:

„A jeśli Ci się zdarzy-
A wszystko zdarzyć się może-
Poleżeć na jakiejś plaży,
Przepłynąć przez jakieś morze,
Zdobyć góry wysokie,
Zachłysnąć się ich siłą-
Samotnie, bez grupy – wspomnij
Jak razem było miło!
Bo, jeśli gdzieś wysoko
Świt blady nas zaskoczy
Dobrze mieć kogoś przy boku
I czyjeś życzliwe oczy…”

Jestem przekonany, że – mimo fizycznej nieobecności – będziesz Zbyszku zawsze przy nas i widok Twoich dobrych, szlachetnych, życzliwych oczu będzie nam zawsze towarzyszył. W górach i w codziennej prozie życia. I że dzięki temu będziemy stawali się może nieco lepsi. Bo, jak powiedział Walter Bonatti:

„Góry są tylko środkiem, celem jest człowiek. Nie chodzi o to aby wejść na szczyt. Robi się to, aby stać się kimś lepszym”

Jacek Karczewski

 Łódź, 20 maja 2018 / 10 kwietnia 2019